24 lipca 2015

Chapter 1



Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w gwiazdy. Kiedy byłam mała, sądziłam, że każda z nich należy do jakiegoś człowieka, a jak spada to znaczy, że ten ktoś umarł. Jednak z wiekiem zrozumiałam, że gwiazd jest o wiele więcej niż ludzi. Wtedy stały się one już dla mnie jedynie nic nieznaczącymi białymi kropkami na niebie. Mimo to uwielbiałam się im przyglądać i układać z nich różne wzory. Niekiedy były to figury, a niekiedy zwierzęta. Nie zdarzyło się jednak nigdy, żebym ułożyła dwa razy ten sam wzór.
W pewnym momencie usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zobaczyłam stojącą w nich wysoką szatynkę. Uśmiechnęła się lekko do mnie, a ja już od razu wiedziałam, o co chodzi. Nie odzywałam się jednak.
- Mogę wejść?- Zapytała trochę nieśmiało.
Uśmiechnęłam się do niej i wskazałam miejsce obok mnie. Victoria podeszła do niego i usiadła. Przez chwilę wpatrywałyśmy się w milczeniu w gwiazdy.
- Czemu zawsze wieczorem się im tak przyglądasz? Przecież to najzwyklejsze w życiu gwiazdy. Powiedz mi, co jest w nich takiego niezwykłego?- Zapytała nieco zdziwiona, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Naprawdę nie dostrzegasz niczego? Rusz trochę głową, pobudź wyobraźnie. Spróbuj ułożyć jakieś wzory z nich. Pomyśl tylko, jakie te gwiazdy mogą ci opowiedzieć historie skoro istnieją już tyle lat. Niektóre widziały Rowling, piszącą pierwszą część przygód Harry'ego Pottera, a inne widziały małego Leonardo Dicaprio, którego mama tuliła do snu. Pomyśl tylko ile one mogłyby nam opowiedzieć, gdyby tylko potrafiły mówić- odpowiedziałam pełna entuzjazmu i szczęścia.
Moje stwierdzenie dla wielu mogłoby się wydać dziwne i z lekka, a może nawet bardzo dziecinne, ale tak właśnie sądziłam. Przecież te gwiazdy może nie wszystkie, ale część z nich była naprawdę stara. Nie wiem, czy którakolwiek mogłaby nam opowiedzieć o bitwach Napoleona albo wojnie secesyjnej, ale o tym, jak Rowling pisała pierwszą część Harry'ego Pottera na pewno.
Człowiek ma tyle pytań, na które chciałby znaleźć odpowiedź i jestem pewna, że te małe kropki na niebie mogłyby na większość z nich odpowiedzieć. Niestety tak niewielu ludzi to docenia i to jest naprawdę przykre.
- Chyba trochę przesadzasz, Pauline. To, że są na niebie nie znaczy, że mogłyby opowiadać o takich historiach. Owszem świecą i wędrują po świecie, ale raczej nie zaglądają nam do okien- zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Może i nie zaglądają, ale mimo to wierzę, że jednak mogłyby opowiedzieć nam naprawdę wiele historii, które na długi czas mogłyby zapaść nam w pamięć. Nawet, jeśli nie patrzą w nasze okna, to widzą ulicę, na których nocą wiele się dzieje.
- Czytałaś o kolejnym morderstwie, prawda?- Spojrzała na mnie.
W jej oczach widziałam przerażenie. Zresztą nie dziwiło mnie to. Sama nie czułam się bezpieczna i zwykle sama nie wychodziłam z domu. Zwykle był ze mną Zed albo Rusty. Naprawdę to, co ostatnio działo się w Londynie było naprawdę przerażające. Cała policja w mieście, jak i poza nim, szukała jego. Chociaż prawdę mówiąc nie wiedzieli, kogo szukają. Nikt nigdy nie widział jego twarzy. Za to każdy znał jego imię, ale bali się go wypowiadać. Przez ostatnie tygodnie tematy o nim nie znikały z pierwszych stron gazet, a dziewczyn zamordowanych przez niego przybywało z każdym dniem. Przy każdej ofierze zostawiał swoje inicjały "HS". Jedynym wyjątkiem było pierwsze ciało, bo przy nim było jego pełne imię i nazwisko. Bałam się je jednak wypowiedzieć tak, jak każdy. Podobno każdy, kto je wypowie staję się jego kolejną ofiarą. Nie wierzyłam w to do końca, ale mimo to bałam się go wypowiedzieć.
- Tak, czytałam.
- To, co się dzieje przez niego jest... Nawet nie wiem, jak to napisać. Sieje chaos i spustoszenie po całym mieście. Ludzie mówią, że ma kontrolę nad całym Londyn i wszędzie ma wtyki. Nie wiem jednak, czy jest to prawda. To, jak na razie tylko plotki, które się naprawdę szybko roznoszą. Gorzej będzie, jak kiedyś dotrą do niego. Nie ma raczej dobrej opinii wśród ludzi- oznajmiła cicho.
Trudno jej było to mówić, a ja to dobrze wiedziałam. Nikomu mówienie o panu "H" nie przychodziło z łatwością. Nie rozmawiałam jeszcze z nikim, kto by wypowiedział, chociaż raz jego imię. Owszem ludzie mówili o nim i to bardzo często, może nawet za często, ale nikt nigdy nie śmiał go wypowiedzieć na głos. Znałam jednak osoby, które twierdziły, że postępuję dobrze. "Zabija same dziwki, czyli to chyba lepiej nie? Jak dają dupy to muszą uważać, a nie się pchać, bo tak to się kończy" - usłyszałam kiedyś podążając szkolnym korytarzem. Nie zgadzałam się z tymi słowami nawet przez chwilę. Te dziewczyny nie wyglądały na panny lekkich obyczajów. Chociaż niektóre miały tak zmasakrowane ciało, że trudno to było stwierdzić.
- Nie dziwię się. To, co wyczynia w Londynie nie mieści się w ogóle w głowie. On musimy nie mieć uczuć skoro robi coś takiego. Ale to na pewno jest czymś spowodowane. Musi mieć do tego jakiś powód.
- Oczywiście, że ma. Z tego, co wiem za te morderstwa zgarnie niezłą kasę. Nie zauważyłaś czytając te wszystkie artykuły, kim są te dziewczyny. One nie pochodzą z biednych domów. Ich starzy mają kasy, jak lodu. Kto wie...- Zacięła się, ale wiedziałam, o co jej chodzi.
"Kto wie, kiedy na nas przyjdzie pora"- dokończyłam w myślach. Na samą myśl tego, co mogło się ze mną stać, ogarniało mnie przerażenie, a czasami nawet panika. Oczywiście moi rodzice zawsze mi mówili, że nie mam, czym się martwić. Ja jednak wiedziałam swoje. Nieraz już czułam, że ktoś mnie obserwuję. Nie wiem, czy tak było naprawdę, czy może był to tylko wytwór mojej bujnej wyobraźni.
- Nie chodziło mi to, a o to, że może ma to jakiś związek z jego dzieciństwem. Może ktoś go skrzywdził i dlatego zaczął to robić. Nie sądzisz, że tak by mogło być?- Spojrzałam na nią pełnymi nadziei oczyma.
Byłam osobą, która w każdym umie dojrzeć dobro. Owszem ten chłopak robił wiele złych rzeczy, ale to było czymś spowodowane. Nie musiało, ale mogło tak przecież być. Mówi się, że nic nie dzieje się bez powodu.
- Pauline, proszę cię. Nic nie mogło wpłynąć na to, kim jest. No chyba, że pieniądze. To jest jedyne logiczne wyjaśnienie- uśmiechnęła się lekko.- Może zmieńmy temat. Nie przyszłam w końcu po to, żeby gadać o nim.
- Słucham?- Zapytałam zaciekawiona, ale tak naprawdę nie byłam.
Wiedziałam, co zaraz usłyszę, ale chciałam mieć to już, jak najszybciej za sobą. Miałam ochotę na to, żeby zostać już całkowicie sama. Byłem typem samotniczki, chociaż może tak nie do końca. Lubiłam towarzystwo innych. Fajnie było z kimś porozmawiać, pośmiać się bez powodu, wyjść gdzieś. Po prostu czasami miałam chwilę, kiedy chciałam pobyć sama. I jedną z takich pór był właśnie wieczór. Nie każdy, ale był.
- Wyszłabyś ze mną jutro na zakupy? Nie chcę mi się iść samej, a Erica nie ma czasu. Proszę- zrobiła proszące oczka.
Gdy na nią tak patrzyłam, nie potrafiłam jej odmówić. Widziałam w jej spojrzeniu, jak bardzo jest to dla niej ważne. Wydawałoby się dla, wielu, że spędzamy ze sobą naprawdę wiele czasu, ale to wciąż było za mało. Starałyśmy się być ze sobą w każdej wolnej chwili, ale to nie było takie łatwe. Bo kiedy ja miałam czas to ona go nie miała, a kiedy ona miała to za to ja go nie miałam. Ciągle się mijałyśmy i to było w tym wszystkim najgorsze.
- Dobrze, pójdę- westchnęłam.
- Dziękuję. Jesteś kochana- przytuliła mnie, a moje mięśnie się napięły.
Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie przytulał. Zresztą żadnej czułości. Nie wiem, czemu tak było. Okazywanie sobie uczuć, jakoś przeze mnie nie przemawiało. Wolałam raczej o nich mówić niż okazywać.
- Nie masz za co- uśmiechnęłam się.
- Mam już sobie pójść, co?- Spojrzała na mnie, wstając.
- Jestem trochę śpiąca, więc dobrze by było, ale jeśli nie chce...
- Nic, nie mów. Skoro chcesz się położyć, to się kładź. Nie będę ci przeszkadzać- mówiąc to, wyszła z pokoju.
Spojrzałam po raz ostatni w niebo i zasłoniłam okno. Nie wiem, czemu, ale od jakiegoś czasu miałam to w zwyczaju. Zaczęło się to chyba wraz z morderstwami i poczuciem, że ktoś mnie obserwuję. Wiem, iż było to trochę chore, ale już tak miałam. Nie mogłam nic na to poradzić. Zawsze byłam aż za bardzo ostrożna, ale weszło mi to w krew po prostu.
Podeszłam do łóżka i chwyciłam za zdobne poduszki leżące na nim. Były blado różowe oraz miętowe, a wokoło miały białe koronkowe obszycia. Wrzuciłam je do białej skrzyni, stojącej u dołu łóżka. Po tym wsunęłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy.
TEMPLATE BY NATH